Od jakiegoś czasu, kiedy zbliża się Sylwester, nie biegnę na poświąteczne wyprzedaże w celu upolowania kreacji na tą wyjątkową noc. Wychodzę z założenia, że jest to szczególna impreza, na której przede wszystkim chcę się dobrze bawić. Idąc tym tropem, wyciągnęłam z szafy to co mogłoby się nadawać i stworzyłam trzy stylizacje widoczne na zdjęciu (teraz mam problem, bo nie wiem na którą się zdecydować ;p). Na szczęście mam jeszcze kilka godzin 😉
Chciałabym Wam Kochani życzyć szampańskiej zabawy w dobrym towarzystwie a w nowym roku rozwoju osobistego, więcej wiary w siebie i wytrwałości w dążeniu do wyznaczonych celów.
W poprzednim wpisie pojawiła się czerwona ramoneska, którą widzicie również dzisiaj. Różnica jest jednak znacząca. Zdjęcia do poprzedniego wpisu były robione przy znacznie cieplejszej pogodzie (co widać po gołych nogach;p). Jednak tym wpisem chciałam Wam pokazać, że taka ramoneska zdecydowanie sprawdzi się również w chłodniejsze dni. Warunek jest jeden, musi występować z grubym,ciepłym swetrem. Ubierając się warstwowo, możemy być pewni, że nie zmarzniemy. Wspomniany sweter posiada długie rękawy (dłuższe niż zwykle)- jest to trend tego sezonu. Po za estetyką mogą pełnić funkcję rękawiczek ogrzewając Nam dłonie. Do całości dobrałam klasyczne dżinsy i bardzo wygodne (pasujące do wszystkiego!) sztyblety.
Póki można, to wykorzystuje ‚ciepłe’ dni tej jesieni i chętnie zakładam sukienki (bez konieczności wkładania rajstop, jednak jak najbardziej można, a z dnia na dzień upewniam się, że nawet trzeba…) 😉 Dzisiaj prezentuje Wam klasyk w postaci czarnej sukienki, która sprawdza się w wielu sytuacjach. Aby przełamać stereotyp sukienki i żeby nie było elegancko, zestaw przełamałam adidasami (równie dobrze wyglądałyby botki) i sportową czapką. Całość ożywiłam ramoneską w kolorze wina i gotowe! Jak Wam się podoba ?
Ciężko jest się przestawić ze spódniczek, gołych nóg na rzecz grubych swetrów, płaszczy czy czapek, tym bardziej jeżeli zmiana następuję w jednym miesiącu. Ale nic innego Nam nie pozostaje jak nacieszyć oko dzisiejszą stylizacją i liczyć, że deszczową, ponurą jesień zastąpi ta piękna, słoneczna, pełna kolorów.
Pisze ten post i uciekam do łóżka (choć ewidentnie mamy siebie dość), w którym spędzam 6 dzień z rzędu… Okropny wirus, który atakuje krtań, węzły chłonne, tak więc uważajcie na siebie i przede wszystkim dbajcie, dostarczajcie witamin niezbędnych organizmowi w walce z chorobami!
W dzisiejszym zestawie główną rolę, jak dla mnie, odgrywa spódnica z pięknym printem. Kiedy ją zobaczyłam od razu przyszło mi do głowy mnóstwo pomysłów na jej zastosowanie. Jeden z nich przedstawiam Wam właśnie dzisiaj. Spódnica sama w sobie jest dość elegancka, a że, jak już pewnie część z Was wie nie przepadam za standardowym połączeniem spódnic, sukienek ze szpilkami, postanowiłam nadać całości nieco ‚luzu’ poprzez założenie zwykłego tshirtu i butów na płaskiej podeszwie typu oxford. W taki sposób powstała dziewczęca, prosta, lecz niebanalna, stylizacja. Co o niej myślicie? Dajcie znać w komentarzach 😉
Dzisiaj przygotowałam dla Was stylizację z użyciem pasteli. Dokładniej są one jedynie uzupełnieniem całości. Decydując się na białą/ecru sukienkę chciałam ją czymś ożywić, jednocześnie utrzymując bardziej sportowy styl (w takim czuję się najlepiej na co dzień). Dobrałam więc adidasy w pięknym pastelowym odcieniu (właśnie jaki to kolor? brzoskwiniowy ?;), a żeby nie było zbyt sportowo, sukienkę, której krój jest dość luźny, związałam paskiem, aby podkreślić talię. Błękitna torebka i strój na spacer, kawę czy do kina gotowy!;)
Sukienka maxi jest niezastąpiona w okresie letnim. Tworzy całą stylizację, jest zwiewna, przez co łatwiej jest znieść wysokie temperatury(choć to lato pod tym względem Nas nie rozpieszcza- niestety!). Jeszcze niedawno uważano, że długie sukienki, spódnice zarezerwowane są tylko dla wysokich kobiet. Jestem przykładem na nieprawdziwość tej teorii. Mierze jakieś 162cm i jak widać tego typu sukienka potrafi nawet wydłużyć nogi, wystarczy, że posiada podwyższony stan. Dobrałam dodatki w kolorze złota, czarne sandałki z aplikacją i tak naprawdę bez wysiłku wygląda się dobrze, a co najważniejsze komfortowo. Co Wy myślicie o maxi dress? Lubicie, nosicie? Chętnie poznam Wasze zdanie 😉 A teraz zapraszam do zdjęć!
13 lipca 2015 roku- to wtedy zdobyłam się na odwagę i umieściłam na blogu swój pierwszy wpis. Dzisiaj mija dokładnie rok od tej chwili. Nawet nie wiem kiedy to zleciało;). Dziękuję tym, którzy ze mną są, jednak chciałabym Was bardziej „poznać”, dlatego zachęcam i będzie mi bardzo miło, jeśli będziecie częściej ze mną „rozmawiać” w komentarzach ;*.
Dodając post tydzień temu rzuciłam pomysł, żeby w pierwszą rocznicę opublikować na łamach bloga swoją metamorfozę. Nie jestem do końca pewna czy dobrze robię, ale myśl, że tym wpisem mogę zmotywować choćby jedną osobę do walki o siebie- myślę, że warto. Tak więc zaczynajmy…
Jestem osobą aktywną, ćwiczę regularnie od 19 roku życia- fitness, Ewa Chodakowska, bieganie, jazda na rowerze, krótko mówiąc wszystko to dzięki czemu można się spocić ;). Tak jak aktywność fizyczna przychodziła mi łatwo, tak z odżywianiem było różnie… Popadałam ze skrajności w skrajność (ponieważ zawsze jak coś robię to staram się to robić na 100%). Jeżeli postanowiłam sobie ćwiczyć 5xtygodniu Ewkę i jeść według jej diety, tak też robiłam, bez żadnych ustępstw. Jednak kiedy tylko pojawiały się jakieś efekty, zamiast przyłożyć się jeszcze bardziej, pomału odpuszczałam. Wywierałam na sobie ogromną presję. Jeżeli postanowiłam sobie ćwiczyć 5 razy w tygodniu, a np. zdarzył się tydzień, w którym udało mi się zrobić trening ‚tylko’ trzy razy, byłam na siebie zła – często też był to powód do zaprzestania ćwiczeń na kilka tygodni. W taki sposób koło się zataczało i nigdy nie uzyskałam sylwetki o jakiej marze.
Od października 2015 roku chodzę na siłownię, jednak dopiero od 1 marca 2016 z dokładnie ustalonym planem treningowym i odpowiednią dietą, która dostarcza wszystkich potrzebnych składników i jest dobrana indywidualnie przez trenera. Pierwszy miesiąc był pewnego rodzaju eksperymentem, jednak efekty po były (jak na tak krótki czas 30dni) naprawdę zadawalające i jednocześnie bardzo motywujące. Trwam więc w walce o lepszą wersję siebie, znam swój cel (póki co sięga on marca 2017, tak, żeby minął rok). Jednak, aby nie zbłądzić gdzieś po drodze, jestem w stałym kontakcie z trenerem, co miesiąc robię zdjęcia postępów- co napędza do dodatkowej pracy. Dodatkowym plusem całej tej sytuacji jest fakt, że ja po prostu kocham to co robię, siłownia to mój drugi dom- choć wiadomo, jak każdy mam chwile słabości, ale nigdy nie odpuszczam, nawet jak mi się nie chce, wtedy robię trening dwa razy lepiej, a już po(a nawet w trakcie) te złe myśli całkowicie znikają ;).
Jak wszyscy wiemy trening bez diety nie ma sensu. Bo to ona w 70% wpływa na efekt końcowy. Dlatego krótko przedstawię Wam jak wygląda mój dzień pod względem żywienia.
Jem 4 posiłki w ciągu dnia, nie będę pisała gramatury ani kaloryczności, ponieważ jest ona ustalana indywidualnie.
Zaczynam dzień od jajek (jeżeli trening robię wieczorem)
Następnie przygotowuję sobie koktajl (w zależności od godziny treningu, jem go o różnych porach)
odżywka białkowa plus odpowiednia ilość węglowodanów w postaci owoców
odżywka białkowa + płatki jaglane, owsiane, wafle ryżowe + olej kokosowy + węglowodany w postaci owoców suszonych lub świeżych
Kolejność posiłków jest przykładowa, zaznaczam- zmienia się ona w zależności od godziny treningu czy dni bez treningu.
Po ogólnym zarysie tego co ma ogromny wpływ na jakiekolwiek rezultaty czas przejść do treningów. Nie będę Wam pokazywała mojego planu treningowego, jedynie zdjęcia, które przedstawiają kilka ćwiczeń. Wykonuję 4 razy w tygodniu trening siłowy, dodatkowo jeden dzień poświęcam na 40-45 minutowe cardio.
Dla zobrazowania tego co napisałam pokaże Wam (proszę o wyrozumiałość;) zdjęcie na początku mojej drogi (1 marca 2016) oraz aktualne. Ciągle walczę i stawiam poprzeczkę coraz wyżej.
Chociaż nie przywiązuje wagi do wagi ;), zrzucając kilogramy wiem, że pozbywam się tłuszczu, a nie jak często bywa wody i mięśni. Tak więc na pierwszym zdjęciu waga wskazywała 56kg- widać nawet te kilogramy we wcześniejszych postach. Natomiast zdjęcie po prawej (robione ponad tydzień temu) waga między 49 a 51kg. Dla mnie najważniejszym wyznacznikiem jest tzw. ‚konsystencja’ ciała. Dlatego wiem, że po okresie redukcji(na którym jeszcze jestem), przyjdzie czas na budowanie masy mięśniowej i na pewno tych kilogramów przybędzie. Dlatego waga nie jest dobrym wyznacznikiem, bo kto wie czy za jakiś czas nie będę ważyła więcej niż na zdjęciu po lewej- co z tego, skoro wiem w jakiej kondycji będzie moje ciało.
Na tych zdjęciach też widać różnice, dlatego tak ważne jest robienie zdjęć jako sposób na sprawdzanie postępów.
Dotarłam do końca ;). Tak przedstawia się moja mała ‚metamorfoza’, tak naprawdę jest to początek, bo ja chcę więcej, oczekuję od siebie więcej, ciągle się uczę. Mam nadzieję, że podoba Wam się post, jeśli macie jakieś pytania, śmiało piszcie w komentarzach;). Może ktoś z Was również podjął walkę lub się zastanawia(nie ma nad czym, nie ma nic do stracenia, jedynie mnóstwo można zyskać- przede wszystkim zdrowie;). Dziękuję za ten rok i życzę sobie na kolejny, rozwoju nad każdą sferą życia !;)
Odkryte ramiona to chyba największy i najbardziej rozpowszechniony trend tego sezonu. Jestem jego zwolenniczką, ponieważ jest on bardzo kobiecy- bez względu na to czy towarzyszą mu szpilki czy trampki.
W sieciówkach znajdziemy mnóstwo ubrań tego typu w naprawdę niskich cenach(dodatkowo teraz trwają wyprzedaże). Możemy zdecydować się na bluzki, sukienki czy kombinezony. Jeśli któraś z Was jeszcze nie zaopatrzyła się w tego typu bluzkę, to naprawdę polecam, a tą którą mam na sobie, szczególnie. Dodatkowe rękawki nie powodują (podczas ruchu) unoszenia się bluzki do góry.
Dopiero dzisiaj uświadomiłam sobie, że dokładnie za tydzień minie rok od pierwszego wpisu. Zastanawiałam się co mogłabym opublikować z tej okazji… Chodzi mi po głowie myśl, żeby tutaj na łamach bloga pokazać Wam moją małą metamorfozę, opowiedzieć co ćwiczę, jem i jakie są efekty. Tylko nie wiem czy są chętne osoby, które by chciały się coś więcej na ten temat dowiedzieć- bo ja na pewno chciałabym Was zmotywować, przekonać do aktywności fizycznej;) Dajcie znać w komentarzach 😉
Po falach upału, jakie ostatnio zalały Polskę, przyszło lekkie ochłodzenie (21st. ;)) co pozwoliło trochę odetchnąć. Moja dzisiejsza propozycja to połączenie bazowych elementów, które po raz kolejny udowodniły, że dobrze ze sobą współgrają. Klasyczne dżinsy, ulubiony element w paski i marynarka, która nadaje całości miejskiego charakteru. Czerwone usta, drewniany, niebanalny zegarek i całość gotowa, bez odrobiny wysiłku ;). Taki zestaw wybrałam na niedzielny spacer i upragnione lody, w ramach „cheat mealu” -tzw. oszukanego posiłku ;).